Późna jesień to konfrontacja z własnym przemijaniem, ale także przypomnienie, że piękno zawdzięcza swój urok właśnie przemijaniu, tak jak ostatnie strony wspaniałej powieści, ostatnie dni wakacji czy ostatni akt spektaklu teatralnego. Im bliżej końca, tym intensywniejszym staje się to doświadczenie piękna. Wraz z opadającymi liśćmi powraca do nas bardzo wyraźnie słodko-gorzka świadomość tego faktu. Tak jak opadająca powoli poranna mgła odkrywa uroki przyrody, tak jesienne dni odkrywają przed nami nasze własne życie, ze wszystkimi jego urokami i problemami, sukcesami i porażkami. Dzisiaj publikuję kilka jesiennych miniatur, materiał dla jesiennych przemyśleń, najlepiej w towarzystwie przyjacielskiej duszy przy parujących filiżankach gorącego kakao lub czekolady.
Strony
- Aktualne tematy
- Kilka słów o autorze
- Tomiki poetyckie
- Inne publikacje
- Wybór wierszy 1
- Wybór wierszy 2
- Wiersz miesiąca
- Wybór miniatur
- Wybór fraszek
- In Memoriam
- Pomiędzy poezją a prozą
- Dissy nie-dissy
- Interpretacje
- Z przymrużeniem oka
- Krótkie opowiadania
- Teksty piosenek
- Piosenki
- Programy radiowe
- Felietony radiowe
- Autorskie programy radiowe
- Materiały filmowe
- Plakaty i zaproszenia
- Kontakt
wtorek, 20 listopada 2018
sobota, 17 listopada 2018
Miniatury
Miniatura poetycka to lapidarna i ascetyczna konstrukcja literacka. Oszczędność słów oraz brak wyraźnego początku i końca są zamierzone aby uchwycić to, co najważniejsze. Miniatura poetycka jest dla każdego twórcy trudną formą, ponieważ wymaga od niego dużej dyscypliny słownej oraz wykorzystania wszystkich bez wyjątku zmysłów. Oczekiwanym przez twórcę efektem końcowym jest możliwie pełne zjednoczenie obu wyobraźni, autora i czytelnika.
wtorek, 6 listopada 2018
Listopadowy blues
Dni stają się coraz krótsze a wieczory dłuższe – rozpoczyna się najbardziej melancholijna, zimna, mglista, wilgotna i ciemna pora roku. Im ciemniejsze dni, tym bardziej ponurym staje się nastrój bardzo wielu ludzi. Liczne badania naukowe wykazały, że w Europie Środkowej około 10% populacji uskarża się późną jesienią i zimą na permanentne zmęczenie, brak energii życiowej, brak koncentracji oraz zwiększony apetyt na węglowodany. To powszechne zjawisko można łatwo wyjaśnić: przyczyną złego samopoczucia są zmienione warunki świetlne. Na ciemność reaguje przede wszystkim szyszynka - jeden z gruczołów wydzielania zewnętrznego, która uwalnia hormon snu, czyli melatoninę. Im wyższy poziom melatoniny, tym gorszym staje się nastrój. Ze względu na niski poziom nasłonecznienia zmniejsza się także poziom hormonu tkankowego, czyli serotoniny, która, współdziałając z melatoniną, reguluje sen, apetyt, a także ciśnienie krwi, temperaturę ciała i potrzeby seksualne. Niski poziom obu hormonów może powodować niezwykłe i długotrwałe zmęczenie, a nawet uwalniać zachowania depresyjne, impulsywne lub zgoła agresywne.
Receptą na listopadowy blues są: więcej światła i ruch na świeżym powietrzu. Każda okazja jest dobra, aby wzmocnić układ odpornościowy i nasycić organizm światłem słonecznym. Mnie osobiście nic nie może stanąć na drodze (może tylko huragan lub gradobicie), aby nie wyruszyć na codzienną pieszą wyprawę - pokonuję wtedy dystans około 8-10 kilometrów szybkim marszem lub wycieczkę rowerową - w tym wypadku zwiększam dystans do 15-20 kilometrów. Nawet gdy niebo jest pochmurne, natężenie światła wynosi 1000 luksów rano i 3000 luksów w południe, natomiast w pomieszczeniach zamkniętych wynosi zaledwie 100 do 300 luksów. Dziesięciokrotnie więcej światła oraz poczucie komfortu pozytywnego wyczerpania, wynikającego z długiego przebywania na świeżym powietrzu i innych ćwiczeń wysiłkowych, zarówno na zewnątrz jak wewnątrz, powodują znaczną poprawę mojego nastroju i utrzymują go na codziennym wysokim poziomie przez całą jesień i zimę.
Czasem pomaga mi pisanie wesołych tekstów, jak ten dzisiaj publikowany. Komiczność tego tekstu wynika w pierwszej linii z faktu, iż cztery pory roku zamieniły się między sobą rolami i nie odpowiadają już w 100% swoim kryteriom klimatycznym i meteorologicznym, tak jak to dawniej bywało, gdy wiosna była wiosną a lato latem, jesień jesienią a zima zimą. Dzisiaj to, co w kalendarzu niekoniecznie musi odpowiadać temu, co za oknem.
Receptą na listopadowy blues są: więcej światła i ruch na świeżym powietrzu. Każda okazja jest dobra, aby wzmocnić układ odpornościowy i nasycić organizm światłem słonecznym. Mnie osobiście nic nie może stanąć na drodze (może tylko huragan lub gradobicie), aby nie wyruszyć na codzienną pieszą wyprawę - pokonuję wtedy dystans około 8-10 kilometrów szybkim marszem lub wycieczkę rowerową - w tym wypadku zwiększam dystans do 15-20 kilometrów. Nawet gdy niebo jest pochmurne, natężenie światła wynosi 1000 luksów rano i 3000 luksów w południe, natomiast w pomieszczeniach zamkniętych wynosi zaledwie 100 do 300 luksów. Dziesięciokrotnie więcej światła oraz poczucie komfortu pozytywnego wyczerpania, wynikającego z długiego przebywania na świeżym powietrzu i innych ćwiczeń wysiłkowych, zarówno na zewnątrz jak wewnątrz, powodują znaczną poprawę mojego nastroju i utrzymują go na codziennym wysokim poziomie przez całą jesień i zimę.
Czasem pomaga mi pisanie wesołych tekstów, jak ten dzisiaj publikowany. Komiczność tego tekstu wynika w pierwszej linii z faktu, iż cztery pory roku zamieniły się między sobą rolami i nie odpowiadają już w 100% swoim kryteriom klimatycznym i meteorologicznym, tak jak to dawniej bywało, gdy wiosna była wiosną a lato latem, jesień jesienią a zima zimą. Dzisiaj to, co w kalendarzu niekoniecznie musi odpowiadać temu, co za oknem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)