czwartek, 29 lipca 2021

Niemiecki Kościół katolicki znalazł się w martwym punkcie

Dramatyczne problemy dwóch największych Kościołów w Niemczech, katolickiego i ewangelickiego, wraz z krótką analizą stanu i jego przyczyn, omawiałem w felietonie "Kościół niemiecki na rozdrożu" (patrz "felietony radiowe") Dzisiaj powracam do tego tematu, sprowokowany wypowiedzią wysokiego duchownego Kościoła rzymsko-katolickiego w Niemczech arcybiskupa metropolity Monachium i Fryzyngi Reinharda Marxa, który w liście do papieża Franciszka, prosząc go o zwolnienie z pełnienia wysokiego urzędu arcybiskupa, chciał wziąć na siebie odpowiedzialność za tuszowanie tysięcy nadużyć seksualnych, których dopuszczali się duchowni katoliccy w przeszłości. W liście tym padło jedno zdanie, które spowodowało spory szum medialny. Sam arcybiskup Marx w jednym z wywiadów powiedział już po publikacji listu, że chodziło mu bardziej o sygnał alarmowy niż o krytykę. Chodzi tu o następujące zdanie, cytuję "Kościół niemiecki znalazł się w martwym punkcie" (org. niem. "die katolische Kirche sei an einem toten Punkt angekommen"), co oznacza - tłumacząc to zdanie na zrozumiały język - pełną stagnację, niemożność wykonania jakiegokolwiek ruchu oraz brak motywacji do działania. Uważam, że dobrze się stało, iż to zdanie - niezwykle dramatyczne w swojej wymowie - padło z ust kardynała Reinharda Marxa; to jest bardzo silny i wyraźny sygnał dla innych biskupów i kardynałów, że bez poniesienia odpowiedzialności za kilka ostatnich dziesięcioleci i wyciągnięcia odpowiednich konsekwencji, Kościół niemiecki utraci większość swoich wiernych, tym samym utraci rację bytu. Masowe odchodzenie wiernych z Kościoła - ja uważam to za rebelię - utrzymuje się od dawna na bardzo wysokim poziomie; tego faktu nie można ani przemilczeć, ani przejść nad nim do porządku dziennego. Ten niebezpieczny dla Kościoła stan świadczy o kompletnej utracie zaufania przez wiernych oraz o braku wszelkiej nadziei na poprawę tego stanu. Zbyt wiele stało się złego w przeszłości, do czego Kościół latami nie chciał się przyznać, a teraz nie potrafi lub nie chce naprawić. Bardzo wielu wysokich urzędników kościelnych jest nadal uwięzionych w klerykalnych murach średniowiecza. Chcą za wszelką cenę zachować tradycyjność Kościoła, zapominając, że żyjemy w XXI wieku, a nie w średniowieczu. Kościół, aby przetrwać, musi się bezwzględnie zmienić, musi odejść od kościelnych ograniczeń i dogmatów na rzecz niezbędnych zmian społeczno-politycznych. Tradycje można oczywiście zachować, ale nie mogą być one postrzegane tylko i włącznie jako zachowanie tego, co już wypróbowane i przetestowane, lecz jako aktywny i zdolny do dalszych adaptacji proces. Tradycja w Kościele musi się stopić ze współczesnym doświadczeniem życiowym oraz z dzisiejszymi warunkami życia w jedną całość. Jeżeli Kościół nie zrozumie, że moralność zmienia się wraz z upływem czasu, a Kościół musi ten fakt zaakceptować, to niebawem kryzys pogłębi się tak dalece, że rozwiązanie go stanie się wręcz niemożliwe, nie wspominając już o kompletnie pustych ławkach w 24.500 kościołach katolickich w Niemczech.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz