wtorek, 25 maja 2021

Romeo i Julia

W życiu każdego człowieka są takie momenty, które pozornie tylko wydają się być błahe, nieistotne, prozaiczne, banalne, ale paradoksalnie właśnie te zapisują się w mózgu na całe życie; stają się niezapomniane i istotne, potrzebne i skłaniające do refleksji. W moim życiu było wiele takich momentów, które wypaliły się we mnie tęczowymi śladami. Ta historia jest jedną z wielu. 
 
Jest koniec sierpnia 1970 roku, jestem nastolatkiem, który przygotowuje się do nowego roku szkolnego. Na zakończenie wakacji postanawiam wybrać się do kina, wybór pada na Kino Dobrych Filmów Wiedza, niewielkie kino studyjne usytuowane w warszawskim Pałacu Kultury i Nauki słynie z dobrego repertuaru i cieszy się znakomitą renomą. Na miejscu okazuje się, że wyświetlany jest zrealizowany w 1969 roku brytyjsko - włoski film "Romeo i Julia" w reżyserii Franco Zeffirelliego. Kupuję bilet i siadam gdzieś pośrodku. Gdy pogasły światła lektor opowiada w kilku zdaniach o tym, co za chwilę czeka widzów, przedstawia reżysera i głównych aktorów. Przed każdym seansem prezentowana jest Polska Kronika Filmowa, tak jest też tym razem. Potem rusza projekcja filmu. Po projekcji jestem lekko odurzony, opuszczam salę kinową jako jeden z ostatnich i wychodzę na zalany słońcem Plac Defilad. 
 
Ten film wzruszył mnie ogromnie i zachwycił. Historia sławnej pary kochanków z Verony, zrealizowana w autentycznej scenerii włoskiego renesansu, poruszyła mnie i sprawiła, że wypełniłem się jednocześnie wielką radością i srogim bólem. I w tym momencie ten słodko - gorzki film o miłości zapisał się na stałe w mojej pamięci wielką wiarą w miłość i przeświadczeniem, że miłość stoi ponad wszelkimi podziałami, jest w stanie przeżyć nawet śmierć i przetrwać w innej formie życia. 
 
W moich zbiorach posiadam ten film na płycie DVD i oglądam go od czasu do czasu. I zawsze bez wyjątku jestem zachwycony (dokładnie tak jak wtedy przed 50 laty) kostiumami, dekoracjami, muzyką, pracą reżysera i oczywiście doskonałą grą młodych aktorów; szczególnie piękna i delikatna Olivia Hussey (wówczas 16-letnia dziewczyna) oraz niewiele od niej straszy i nie mniej uroczy Leonard Whiting budzą podziw swoją urodą i talentem aktorskim. Muzykę do filmu skomponował Nino Rota. Ta muzyka tak mnie poruszyła, że zapamiętałem ją na zawsze i kiedy jej słucham teraz (podczas oglądania filmu lub z płyty CD) miewam najpiękniejsze myśli i skojarzenia. Zakochałem się w tym filmie i ta miłość do tej pory nie wygasła. 
 
Franco Zeffirelli wykreował najlepszy klasyczny film miłosny wszech czasów, moim zdaniem prawdziwe arcydzieło sztuki filmowej i perfekcyjna adaptacja dramatu Szekspira.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz