Przez stulecia przynależność do Kościoła w Niemczech była czymś zupełnie naturalnym. Kościoły
były miejscem szukania sensu życia i źródłem odnajdywania własnej tożsamości. Dzisiaj na naszych oczach Kościół
niemiecki (mam tu na myśli dwa największe Kościoły, katolicki i ewangelicki) przeżywa epokowy wstrząs. Dla pesymistycznych
chrześcijan jest to proces zrywania z tradycją o skali wręcz
apokaliptycznej. Niezliczone
nadużycia, skandale finansowe, seksualne wykorzystywanie nieletnich
i wieloletnia brutalność duchownych wobec przebywających pod ich
opieką dzieci i młodzieży przelały w końcu czarę goryczy.
Kościoły świecą pustkami i zapełniają się tylko przy okazji dni świątecznych. Konfesjonały nikogo do niczego już nie zobowiązują. Wierni masowo opuszczają Kościół. Tylko w roku 2016 opuściło niemieckie Kościoły 550 tysięcy wiernych, w kolejnym 2017 roku już
660 tysięcy. Te liczby rosną nieustannie, szacuje się nawet, że
do roku 2060 Kościoły niemieckie utracą 50% wiernych. Jak trudna czy wręcz dramatyczna jest to sytuacja, świadczy postawa kardynałów i
biskupów niemieckich, którzy przeciwstawiając się otwarcie
Watykanowi, chcą na własną rękę przeprowadzić daleko idące zmiany w Kościele. Znaczny spadek liczby wiernych jest faktem niezaprzeczalnym, ale
jednocześnie wielką szansą dla niemieckiego Kościoła. Kościół musi szybko odnaleźć swoją nową
rolę w społeczeństwie, musi przestawić się i uczulić na tematy,
które ważne są dla wiernych, a nie tylko dla samego Kościoła.
Przynależność do Kościoła nietraktowana jest już dzisiaj jako
obowiązek, raczej jako jedna z możliwych opcji. Wierni mają
możliwość wyboru a Kościół, aby przetrwać, musi do wiernych
dotrzeć i przekonać ich nowymi rozwiązaniami oraz
duchowym wsparciem na miarę XXI wieku. Jak nowoczesne i interesujące będą to
rozwiązania, zdecyduje Kościół, który musi jednakże mieć
pełną świadomość, że od tych zmian zależy egzystencja całego Kościoła.
Kościół niemiecki przeżywa z całą pewnością
kryzys, przede wszystkim kryzys zaufania społecznego i związaną z tym utratę liczby wiernych, na miarę dotąd niespotykaną, ale kryzys wiary moim zdaniem nie istnieje. Kto wierzył, dalej wierzy, kto się modlił, dalej się modli, ale nie potrzebuje już do tego obowiązkowo ani Kościoła jako instytucji, ani kościoła jako budynku sakralnego.
Przynależność do Kościoła była do tej pory rodzajem konwencji,
w przyszłości będzie to tylko i wyłącznie wynik świadomej
decyzji. I takiej postawy wiernych wobec Kościoła, Kościół nie może dłużej lekceważyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz